Z Bartoszem Bartoszewiczem, V-ce Prezydentem miasta Gdyni rozmawia Ewa J. Słusznik, członek zarządu Stowarzyszenia Absolwentów MBA.
Bartosz Bartoszewicz
Od najmłodszych lat aktywnie angażował się w działalność organizacji pozarządowych. Później założył własną firmę, koordynował największą imprezę sportową Gdyni – Red Bull Air Race, a od 2014 roku pełni funkcję Wiceprezydenta Gdyni ds. edukacji i zdrowia. W Gdyni odpowiada także za integrację systemów zarządzania, czyli popularne ostatnio działania z obszaru tzw. smart city.
Zanim zostałeś V-ce Prezydentem, czyniłeś wiele działań społecznie na rzecz lokalnej społeczności, w co się angażowałeś, jakie były, są rezultaty tych działań?
Moja przygoda z samorządem zaczęła się bardzo wcześnie, bo już w szkole podstawowej. Początkowo był to wolontariat w ramach działalności organizacji pozarządowych. Z każdym rokiem projekty, w które byłem zaangażowany zaczęły przybierać coraz to większy format, a ja wraz z nimi – zdobywałem doświadczenie. W pewnym momencie naturalną konsekwencją organizacji działań na rzecz mieszkańców było zbliżenie się do struktur miejskich. Współpraca z miastem mogła dać znacznie lepszy efekt i pozwolić na działanie w większej skali. Tak się zatem zaczęło. Po kilku latach współpracy zacząłem angażować się w promowanie działalności NGOsów, Prezydent Gdyni powołał mnie swoim Pełnomocnikiem ds. organizacji pozarządowych, zostałem radnym miasta. W rzeczywistości nic się nie zmieniało poza skalą zadań i zakresem obowiązków. Nadal robiłem to, co lubiłem, a działanie na rzecz samorządu dawało niezwykłą satysfakcję. Zmieniała się jedynie nazwa stanowiska i narzędzia dostępne w pracy.
Moim ostatnim projektem zrealizowanym społecznie był Red Bull Air Race – Lotnicze Mistrzostwa Świata, które odbyły się w Gdyni w 2014 roku. Był to projekt, którego organizacja dawała wiele radości, ale były też chwile niezwykle trudne. Praca w środowisku międzynarodowym wymagała dużej wyrozumiałości w działaniu, a jednym z tysięcy zadań przed którym stanęliśmy była chociażby zmiana przepisów lotniczych w Polsce. Choć koordynacja w pewnym momencie zaczęła pochłaniać większość mojego zawodowego czasu, to prowadząc firmę mogłem sobie pozwolić na chwilę zapomnienia i społecznie koordynować największą imprezą sportową w historii miasta. To była jedna z najlepszych inwestycji w obszarze mojego doświadczenia.
Jakim jesteś człowiekiem prywatnie ?
Prywatnie jestem mężem niezwykle wyrozumiałej i fantastycznej żony Joanny, która cały czas z uśmiechem połączonym z akceptacją żegna mnie, gdy rano w okolicach 5-6 rano wstaję na treningi triatlonowe. Nie mam wątpliwości, że na podium w jakichkolwiek zawodach mogę mieć szansę jedynie cierpliwie trenując i licząc, że kiedyś w kategorii 70+ zabraknie konkurentów, ale chyba to nie miejsce na liście jest ważne. Nie mam wątpliwości, że to aktywność sportowa pozwala oderwać się od stresu, skupić na sobie i nabrać pewnego dystansu. Natomiast gdy mam więcej czasu, razem z rodziną podróżuję – im dalej i odleglej od najczęściej przemierzanych szlaków turystycznych, tym lepiej. O podróży do Iraku i Iranu opowiadałem już na gdyńskich Kolosach i mam nadzieję, że w tym roku po raz kolejny uda mi się gdzieś na jakiś czas skutecznie „zaszyć”.
Co trzeba zrobić, żeby zostać prezydentem?
Nigdy nie planowałem zostać Prezydentem ani Wiceprezydentem, ale zawsze chciałem realizować duże przedsięwzięcia, dające wymierny efekt innym i tak po prostu się stało. Trudno opisać uczucie, gdy np. po kilku miesiącach walki o dofinansowanie ostatecznie zdobywa się fundusze na budowę i otwarcie żłobka, później koordynuje jego budowę, by na końcu zobaczyć satysfakcję i radość dzieci oraz ich rodziców. Tego naprawdę nie da się opisać, ale to właśnie to daje „kopa” do działania nawet w tych obszarach gdzie uśmiechu i radości jest mniej. Czasami jest to trudna praca, za którą samemu trzeba się nagrodzić i docenić. W obszarze usług publicznych rzadko zdarza się, by ktoś interweniował przy dobrze wykonanym zadaniu – zazwyczaj aktywnie odzywają się niezadowoleni, ale to trzeba po prostu zrozumieć i zaakceptować. Egzamin jest raz na cztery lata wyrażony w poparciu w wyborach samorządowych i z tym w Gdyni nie jest raczej źle. Podsumowując – nie ma recepty na Prezydenturę, choć śledząc kampanie prezydenckie na świecie można dojść do wniosku, że w każdym przypadku decydują zupełnie inne czynniki. Jedno jest chyba pewno – trzeba być wiarygodnym, bo w świecie mediów społecznościowych i tempa oraz skali przepływu informacji – fałszywość szybko zostanie zdemaskowana. Jeżeli ktoś nie „czuje” samorządu, to nie powinien w nim działać.
Nad jakimi projektami najbardziej lubisz pracować?
Każdy projekt angażujący osoby z różnym doświadczeniem jest dla mnie niezwykle cenny. To kwestia chęci stałego zdobywania doświadczenia i uczenia się. Nie mam wątpliwości, że sukces największych architektów otaczającej nas rzeczywistości – zarówno tych z obszaru sektora biznesu, administracji publicznej, jak i pozarządowego nie wynika z ich nieomylności, ale umiejętności słuchania innych i doboru właściwych rozwiązań. W pewnym sensie to oczywistość, ale po to zatrudniamy kogoś na stanowisku specjalisty, by korzystać z jego specjalistycznej wiedzy. Osoby decyzyjne nie zawsze o tym pamiętają, a dla mnie to właśnie takie projekty, gdy mogę wsłuchać się w opinie osób reprezentujących różne środowiska są niezwykle wartościowe. Oczywiście na końcu pozostaje obowiązek doboru najlepszego z rozwiązań i wzięcie za to odpowiedzialności, ale zdobyta przy tym wiedza pozostaje już na zawsze.
Jako V-ce Prezydent – menadżer zarządzasz ludźmi. Jaki styl zarządzania preferujesz?
Gdyński system oświatowy to blisko 5000 osób. Nie sposób z każdą z nich się spotkać oraz porozmawiać i nie mam wątpliwości, że receptą na sukces jest właściwy dobór dyrektorów szkół i przedszkoli oraz naczelników. To oni muszą pełnić role liderów w swoich środowiskach. Ważne jest także uzbrojenie tych osób w narzędzia umożliwiające im swobodne działanie i udowadnianie posiadanych kompetencji. W pełni akceptowalne są także błędy wszędzie tam, gdzie jest działanie oraz nie są one celowe i nie wynikają z zaniechania. Swoboda w działaniu musi być jednak bezpośrednio powiązana z – chyba najważniejszą kompetencją – odpowiedzialnością. Nie mam prawa wymagać sprawnego działania od kogoś, komu nie daje przestrzeni do działania, ale jeżeli taka przestrzeń jest dana, a osoba nie osiąga sukcesów lub postępów, to wówczas już należy zastanowić się na przyczyną. Jestem wielkim fanem różnego rodzaju wskaźników, ale przy zarządzaniu oświatą nad każdym przypadkiem naprawdę należy pochylić się indywidualnie.
Opowiedz o wyzwaniu, z którym w najbliższym czasie się zmierzysz?
Podjęcie decyzji o objęciu funkcji Wiceprezydenta łączyło się z wzięciem odpowiedzialności za ok. 5000 pracowników i blisko 370 mln budżet. To są powody, które mogą sprawiać trudności w swobodnym zasypianiu, ale to jednocześnie również gigantyczne zobowiązanie za rozwój Gdyni i to chyba najbardziej leży mi na sercu. Od roku intensywnie pracuję nad zmianami w sieci gdyńskich szkół i mam już za sobą pewne sukcesy. Nasz gdyński projekt rozwoju szkolnictwa zawodowego pozwolił na zdobycie najwyższego w skali całego województwa dofinansowania na rozbudowę systemu kształcenia w tym obszarze. Nie mam wątpliwości, że to wielki sukces miasta, ale nie samo dofinansowanie powinno cieszyć, lecz sposób jego wykorzystania i wymierne efekty, które będziemy mogli zacząć mierzyć za 2-3 lata. Wszystko mamy dokładnie zaplanowane. O ile wdrożenie zostanie zrealizowane zgodnie z założeniami, będzie to wielki przełom w kształceniu zawodowym w Gdyni i coś, co pozostanie w mieście na wiele lat. Jestem przekonany, że za 10-15 lat ktoś spojrzy na zmiany, które teraz się dzieją i stwierdzi, że to była dobra decyzja, a Gdynia znowu w obszarze szkolnictwa wybiła się kilka kroków do przodu.