Jakie koszule produkować
Wszystkim menadżerom polecam książkę Thomasa Corbetta „Finanse do góry nogami”, która w analityczny, konkretny do bólu sposób (włącznie z wzorami matematycznymi i algorytmami) pokazuje zastosowanie teorii ograniczeń (theory of constraints) w procesie podejmowania decyzji menadżerskich, kluczowych dla efektywności przedsiębiorstwa, typu jaki produkt przynosi firmie największy zysk, w jakiej ilości go wyprodukować w kontekście ograniczonych zasobów i określonego popytu. Autor zestawia powyższą metodykę z rachunkowością przerobową, kosztową i zarządczą (typu ABC – Activity Based Costing). Tyle teorii 🙂
Najsłabsze ogniwo
Mnie najbardziej w ww. publikacji zainspirowało podejście do pojęcia OGRANICZEŃ w procesie ciągłego doskonalenia.
- „ZIDENTYFIKUJ ograniczenie (-a) systemu.
- Zdecyduj, jak WYEKSPLOATOWAĆ ograniczenie (-a).
- PODPORZĄDKUJ wszystko powyższej decyzji.
- PODNIEŚ wydajność ograniczenia (-ń)
- Jeśli ograniczenie (-a) zostało(-y) przełamane, WRÓC do kroku pierwszego; nie pozwól, aby ograniczeniem stała się inercja*”(*bierność).
Menadżer na produkcji ma „nie lada” wyzwanie przeprowadzając powyższy proces – począwszy od identyfikacji ograniczenia. Jednakże życie wydaje się mniej trywialne niż linia produkcyjna. Najsłabsze ogniwa są wszędzie – w zespołach ludzkich, w organizacjach, w procesach, w emocjach, w nas samych – czyli tam gdzie zaczyna się gruntowna większość ograniczeń, które przenikają dalej – do naszych rodzin, przyjaciół, przedsiębiorstw, wspólnot, polityk.
Teoria ograniczeń zakłada, że istnieje wspólna przyczyna wielu obserwowanych skutków. Zasada taka prowadzi nas do spojrzenia na firmę jak na system, czyli grupę powiązanych elementów. Skoro każdy element w pewien sposób zależy od pozostałych, to ogólna wydajność systemu zależy od współpracy wszystkich jego elementów.
Wojciech Eichelberger zatytułował swoją książkę – „Pomóż sobie, daj światu odetchnąć” i trafił w samo sedno. Pierwotnych ograniczeń należy szukać w nas samych (lub w naszych umysłach, jak twierdzą niektórzy, uwalniając nasze dusze i ciała od zbytniej odpowiedzialności). Gdyby każdy umiał zidentyfikować swoje ograniczenia, a następnie się nimi odpowiednio „zaopiekował” byłoby na tym świecie zapewne dużo efektywniej. Problemem jest już jednak sama identyfikacja. Jesteśmy w momencie w którym jesteśmy, robimy to co jesteśmy w stanie, na co pozwala i dostrzega w danej chwili nasz umysł. Nawet jeśli nie osiągamy wszystkich zamierzonych celów i nie realizujemy wszystkich założonych marzeń, to cóż – nie jesteśmy idealni. Jednakże nic nie dzieje się bez przyczyny – porażki zawsze mają swoją przyczynę (nie winę!). Pozytywna konfrontacja z porażką to właśnie próba identyfikacji przyczyny poprzez akceptację, a nie wyparcie faktu jej istnienia. Zresztą, czy jest coś takiego jak porażka – zależy jak ją postrzegamy – może to tylko stopień na drodze do dużego sukcesu, a może cel źle postawiony, a może po prostu „uważaj o czym marzysz, bo to marzenie może się spełnić”.
Tu nie ma wyboru. Albo ty zarządzasz ograniczeniami, albo one zarządzają tobą. Ograniczenia będą określać wyniki całego systemu, niezależnie od tego czy uznasz ich istnienie i będziesz nimi aktywnie zarządzał, czy też nie.
Identyfikacja ograniczenia to dopiero początek – nie koniec. To cały proces, jak z ryzykiem, można go zminimalizować, zabezpieczyć, wesprzeć, a czasami po prostu zaakceptować jego istnienie i działać jakby wokół, lub ponad nim. Najlepiej wiedzą i rozumieją to ludzie chorzy, którzy robią wielkie rzeczy pomimo i ponad swoją chorobą, swoim własnym, nieproszonym ograniczeniem. Ograniczenie jest więc wyzwaniem, motywacją do podjęcia działania, świadomej walki, a czasem do odpuszczenia.
Patrzę przed siebie
Książka „Daruj sobie. Przewodnik dla tych, którzy nie potrafią przestać” – jest właśnie o tym – o umiejętności akceptacji, zatrzymania się, przestawania. Nie do każdego celu warto iść po trupach. Nie każdy cel warty jest tak katorżniczego wysiłku. Samo osiąganie celu nie uczyni nas szczęśliwymi niczym Bogowie na Olimpie. Może warto zauważyć drogę jako cel sam w sobie. Otworzyć umysł na to co jest za zakrętem. Nie upierać się, nie zacinać, nie zamykać oczu.
Najbardziej zadowoleni ludzie potrafią zarówno wytrwale dążyć , jak i rezygnować. Wiedzą, kiedy pora skończyć z trwaniem w czymś i zacząć przestawać. I wice versa. Kiedy przestają, przestają naprawdę. Potem przestawiają się, wyznaczają kolejny cel i on nowa zaczynają wytrwale dążyć. Nie oglądają się wstecz.
A co jeśli nie umiemy przestać
Taki (wybaczcie, że polityczny) przykład przychodzi mi na myśl z reportażu Agnieszki Kublik w Gazecie Wyborczej z dnia 13 kwietnia 2016 r. o pani Marzenie Paczuskiej – nowej szefowej Wiadomości TVP.
„Paczuska robi program z niemal zupełnie nowymi ludźmi, tymi którzy wcześniej przy głównych Wiadomościach nie pracowali – tłumaczy mi jeden ze zwolnionych dyrektorów.
Dlaczego?
Bo nikomu nie ufa. Nikomu. Od 12 stycznia tylko jednego dnia nie było jej w pracy. Nawet jak umarła jej matka, zatrzymała się tylko na jakieś 10 minut” .
Bez komentarza.